sobota, 19 stycznia 2008

Bergen (part one)



BERGEN


Miasto w którym zakochałam sie od pierwszego wejrzenia. Przed wyjazdem słyszałam rożne opinie o mieście np. że jest to malutka mieścina rybacka opanowana przez tabuny polskich robotników, że pada tutaj deszcz przez 360 dni w roku, że jest bardzo zimno i śnieg leży aż do lata. Kolejny raz przekonałam się, że nie należy słuchać innych. Wszystkie te plotki nie mają potwierdzenia w rzeczywistości a Bergen jest po prostu cudowne.


Niesamowite jest tutaj współistnienie morza, wysokich gór, jezior i zieleni. Panoramę doskonale uzupełniają hiperrealne norweskie drewniane domki. Codziennie jadąc autobusem jak małe dziecko z wlepionym nosem w szybę zachwycam się widokami całej okolicy. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak bajkowo będzie tutaj na wiosnę czy w lecie.



Jednak są pewne niedogodności o których trzeba wspomnieć. Prawdą jest, że deszcz pada tutaj często - jak się okazuje nie 360 dni w roku ale 250 różnica spora choć na co dzień niezauważalna. (Kalosze stanowią nieodłączny element stroju mieszkańców miasta. Nikt tutaj nie dziwi się, że na co dzień chodzi się w sztormiakach czy kaloszach do kolan). Od mojego przyjazdu było 5 dni bez deszczu ale tylko 2 dni słoneczne. Brak słońca jest nawet bardziej irytujący niż deszcz. Codzienne zachmurzenie powoduje, że nie widać nieba i praktycznie jest ciemno. "Jasno" jest tylko przez około 6 godzin w ciągu dnia. Co zaskoczyło mnie chyba najbardziej to temperatury. Przed wyjazdem na gwałt kupowałam ciepłe ubrania w trosce o swoje marne zdrowie. Okazuje się, że jest tu cieplej niż w Polsce. "Norwegia to najbardziej wysunięte na północ państwo na świecie a mimo to nie skute lodem" - dzieje sie tak dzięki różnym prądom i ciepłym wiatrom których właściwości nie znam ;) Atutem Bergen jest jego położenie. Miasto otoczone jest siedmioma górami (wg historyków i przewodników- choć siódmej góry nikt nie może się doszukać) co powoduje, że jest tutaj po prostu ciepło a śnieg leży tylko na szczytach.
cdn..