piątek, 12 września 2008

Bergens Tidende

Obiecana już dawno temu notka: wizyta w Bergens Tidende!


Trudne początki

W czasie pierwszych tygodni mojego pobytu w Norwegii cały czas obserwowałam kioski z gazetami, pierwsze strony dzienników, ludzi i ich decyzje co do kupowanych gazet ale i inne dziwne rzeczy jak np. skrzynki pocztowe. Cały czas szukałam jakiegoś potwierdzenia, że Norwegia to jeden z najważniejszych krajów z punktu widzenia ekhm „medioznawcy”. Dlaczego? Ponieważ to tutaj jest najwięcej czytelników prasy, to tutaj czyta się minimum 2 gazety dziennie, to tutaj dziennikarze odznaczają się najwyższym profesjonalizmem i znowu tutaj media są niezależne jak nigdzie indziej w Europie. Taką wiedzę posiadłam na zajęciach z systemów medialnych na świecie. Norwegia – kraina miodem i mlekiem płynąca, kraj obiecany dla dziennikarzy.

Tygodnie mijały a ja żadnego potwierdzenia nie mogłam znaleźć. Wszystko było inaczej. Gazety sprzedawano na ulicy a podobno miały rozchodzić się głównie w subskrypcji, profesjonalizm dziennikarski miał być wysoki a tu najpopularniejsze są tabloidy, Norwegowie mieli czytać nawet kilka gazet dziennie a wciąż nie widziałam nikogo kto by rzeczywiście czytał a nie kartkował tylko gazetę (jedną sic!). Niewidoczne dla oka, wciąż widoczne w statystykach. Z śledztwem dałam sobie spokój a piętrzące się pytania zostały bez odpowiedzi … do czasu!

Jako międzynarodowa studentka dziennikarstwa zostałam zaproszona do uczestnictwa w „zwiedzaniu” jednej z najważniejszych gazet w Norwegii „Bergens Tidende”. Na początku mój entuzjazm nie był zbyt duży, w kilku gazetach już byłam, ba! Nawet w jednej udało mi się jakiś czas pracować, dlatego też myślałam sobie: „co w redakcji może jeszcze zaskoczyć?” Przy okazji tego typu wycieczek zawsze wygląda to tak samo: „przewodnik-dziennikarz” opowiada o pracy w gazecie, o deadlinach, o zdjęciach itp. Taką wiedzę dostarczono mi już na pierwszych zajęciach na dziennikarstwie a skutecznie wdrożono na praktykach. Jednak pomyślałam sobie, że trzeba ten profesjonalizm zobaczyć na własne oczy i przekazać tajemną wiedzę dalej.

Już od początku zwiedzenie BT różniło się od moich poprzednich doświadczeń. Zawsze w biegu, gdzieś pomiędzy regałami, na szybcika. Tutaj wprowadzono nas do sali konferencyjnej, która wyglądała jak sala wykładowa. Dwóch dziennikarzy przy pomocy prezentacji w programie Power Point i wielkiego rzutnika zapoznało nas z faktami na temat gazety.

Liczby sukcesu

Bergens Tidende jest czwartą co do wielkości nakładu gazetą w Norwegii, największą w Bergen i całym regionie Hordaland. BT ma 258,000 czytelników dziennie a nakład to 87,668 kopii (w ramach przypomnienia w Norwegii mieszka około 4 milionów ludzi) (stan na rok 2007). BT jest największa gazetą z poza Oslo. Została założona w 1868 przez Johana Wilhelma Eide i jest wydawana przez 7 dni w tygodniu. Gazeta rozchodzi się w 90% w subskrypcji i 10% sprzedaży na ulicy (okazuje się, że w Bergen wyjątkowo jak na Norwegię sprzedaż uliczna stoi na wysokim poziomie). Bergens Tidendne to prężnie działający dom mediowy oferujący gazetę, telewizję (od 1997r.) oraz stronę internetową (od 1996r.). Przychody BT to w 47% reklama, 23% sprzedaż gazet oraz 12% druk. Bergens Tidende posiada swoją własną nowoczesną drukarnię, która oprócz BT drukuje jeszcze Dagbladet i VG dla zachodniego wybrzeża. Gazeta należy do 10 różnych właścicieli z czego największe to Schibsted ASA (52,8 %) oraz NWT Media AS (20,0 %). Najważniejsze 4 złote zasady. Gazeta ma:

1. być wnikliwa

2. mieć szerokie horyzonty/otwarty umysł

(po angielsku brzmi to ładniej tzn. open-minded)

3. być nieugięta

4. zaskakiwać

Tak wyglądają fakty a jak prezentuje się to w rzeczywistości? Otóż muszę powiedzieć, że BT wygląda jak ziemia obiecana dla dziennikarza.

Dziennikarski raj

Już samo wejście do redakcji dało niesamowite wrażenie wielkiej przestrzeni i harmonii. Nowoczesna stylizacja, kolory i o dziwo wszechobecny spokój.


W redakcji BT panuje pogląd, że otwarte przestrzenie sprzyjają dobrej komunikacji i współpracy. Dziennikarze nie muszą biegać z jednego piętra na drugie aby porozumieć się z redaktorami, korektą czy działem foto. Jedna wielka sala z wieloma biurkami na blatach których stoją super nowoczesne komputery. Wszechobecne plazmy z kanałami telewizyjnymi całego świata. Wszystko to prezentowało się nadzwyczaj ciekawie. Na samym środku na lekkim podwyższeniu znajduje się główne centrum dowodzenia (o kształcie koła, które również ma sprzyjać lepszej komunikacji) tzn. wielki stół, przy którym odbywają się dwa/trzy razy dziennie kolegia oraz biurka redaktorów i szefów działów. Rzeczywiście sprytnie to wszystko zaplanowane i jak widać skuteczne.

Tak pracują redaktorzy:

...a tak praktykanci...

Dział foto po prostu przepiękny! Ściany poobklejane soczyście kolorowymi zdjęciami z gazety. Jak mówił nam nasz przewodnik, BT kładzie ogromny nacisk na jakość zdjęć i wydaje mnóstwo pieniędzy aby gazeta była kolorowa i po prostu przyjemna dla oka. Nie omieszkał nie wspomnieć, że BT za zdjęcia dostało wiele nagród a w międzynarodowym plebiscycie „Newspaper of the year” główną nagrodę w 2007 roku oraz wiele wyróżnień w latach ubiegłych.

Nagród jest tyle, że nie ma już miejsca na ścianie

Za to zdjęcie BT a raczej fotograf Oddleiv Apneseth dostał nagrodę World Press Foto w 2005r.

W Norwegii bardzo dba się o komfort psychiczny pracowników, dlatego też również i w gazecie znajdują się miejsca gdzie można odpocząć. Widziałam trzy relaksacyjne pomieszczenia (tylko na jednym piętrze, także podejrzewam, że może być ich więcej). Wszystkie utrzymane w spokojnych barwach z sofami, fotelami oraz różnymi gazetami i magazynami do czytania. Ehh kiedy w Polsce o takie rzeczy zacznie się dbać?

Dodatkowo ogromny taras na dachu z cudownym widokiem na wszystkie szczyty w Bergen.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

Wykorzystując moment kiedy przewodnik opowiadał o znanym mi harmonogramie pracy redakcji, wymknęłam się aby osobiście porozmawiać z dziennikarzami. Wdałam się w miła konwersację z jednym z dziennikarzy jednak niestety gdy dowiedział się że jestem z Polski zapragnął „coś” strasznie mi pokazać. Oczywiście zaczęła się stała śpiewka, że w Norwegii dużo jest polskich robotników…itd. Musiałam tłumaczyć, że Polscy studenci też istnieją, czego ja jestem przykładem i Polska to nie tylko kraj prostych gastarbeiterów. Kiedy dotarliśmy to tego „czegoś” już wiedziałam o co chodzi….

Dwa dni wcześniej jechałam autobusem do akademika. Mijając główny plac Bergen, który był wtedy w budowie zobaczyłam pary robotników. Zwrócili moją uwagę swoją „specyficzną” posturą i grubymi złotymi łańcuchami. „no tak”- pomyślałam – „mogę założyć się, że to Polacy”. Autobus pojechał dalej i moje myśli popłynęły również w innym kierunki….

Podeszliśmy do ściany na której były rozwieszone strony wydania gazety na następny dzień. Na drugiej stronie ogromne zdjęcie wraz z komentarzem. Już z daleka widziałam, że na zdjęciu są „nasi”. Ucieszony, uśmiechnięty od ucha do ucha dziennikarz pyta się mnie czy wiem kto to jest i co jest napisane pod zdjęciem. Jakaż jestem odkrywcza! Odpowiadam więc szanownemu panu dziennikarzowi, że pewnie to polscy robotnicy. A on na to: „Yes! You are right!” (ehhhh zmęczona jestem tym stereotypem) Okazało się, że pod zdjęciem znajduje się taki tekst: „pracowaliśmy na tym placu przez prawie 2 lata czyli przez x dni, x godzin i kiedy wczoraj zakończyliśmy remont placu nikt nawet nas nie zaprosił na uroczyste otwarcie, które odbędzie się jutro”. Czy warto to komentować? Ja skomentuje słowem „żenua”.

Tym, jakże pozytywnym akcentem skończyłam robić „wywiad środowiskowy” i na szczęście moja grupa też zakończyła zwiedzanie. Wybiła godzina 23, co oznaczało że czekają na nas wynajęte przez redakcję taksówki, które zawoziły nas do drukarni.


Drukowanie czas zacząć

Nigdy w życiu w drukarni nie byłam, także cieszyłam się bardzo, że w końcu uda się mi zobaczyć „jak to się robi”. Zaraz po wejściu do budynku już przy samym sekretariacie można było domyślić się gdzie się znajdujemy. Nad naszymi głowami „wręcz” latały gazety. Po wejściu już bezpośrednio do drukarni zobaczyłam, że te latające gazety to wydanie BT, którego dosłownie 30 min wcześniej jeszcze było analizowane i zmieniane przez redaktorów! Jak się okazało gotowa wersja gazety przesyłana jest super szybkimi łączami i w ciągu sekundy trafia do drukarni. Produkcja zaczyna się o 23.30 i w ciągu pół godziny gotowy jest cały nakład. Podobno jeśli ma miejsce jakieś ważne wydarzenie, które nie zostało umieszczone we wcześniejszym wydaniu BT gotowe jest ponieść straty i gazetę już poprawioną wydrukować ponownie. Taki ostateczny deadline już po pierwszym druku to godzina 24. Gdy po 24 gazeta jest już gotowa pakowana jest to ciężarówek i następnie jest rozwożona po całym regionie. Do godziny 7 rano wszyscy muszą mieć gazety w swoich skrzynkach.

Wielkie szpule z gotowymi gazetami.

Jeszcze tylko pakowanie w folie, rozdział na regiony i prosto do ciężarówki.

Czyż nie jest to wspaniałe? Ile bym dała, żeby przy śniadaniu otworzyć gazetę bez wcześniejszego wychodzenia do kiosku. Co ciekawe w Norwegii bardziej opłaca się prenumerować gazetę, gdyż kupiona w inny sposób jest nawet do 3 razy droższa!


Zwiedzanie drukarni zakończyło się pamiątkowym zdjęciem całej grupy. Każdy z nas dostał parę egzemplarzy świeżutkiej i pachnącej gazety. Wizyta w redakcji i drukarni uświadomiła mi jedno cokolwiek by nie mówili, dobre warunki pracy generują dobrą pracę. Dbałość o szczegóły zapewnia satysfakcję i wierność czytelników. Efekty widać gołym okiem. Marzę aby pracować w tak profesjonalnej gazecie.

Obszerna relacja video z pobytu w drukarni nakręcona przez moją koleżankę Francesce Aviani



p.s. Dziennikarze z redakcji tak nas polubili, że do redakcji zaprosili nas ponownie a później jeszcze na uroczysty obiad w restauracji. Zostały też napisany artykuł relacjonujący nasze zwiedzanie wraz z zdjęciami. Jak widać skorzystali wszyscy:)