wtorek, 8 kwietnia 2008

Narty i snowboard w Eikadalen

Organizacja studencka ESN zorganizowała za rozsądną cenę (200NOK!!) wyjazd na narty do Eikadalen. Nie można było zmarnować takiej okazji i nie pojechać. Przyznaję, że byłam pełna obaw co do mojej jazdy na nartach. Od około 5 lat nie jeździłam wcale dlatego, że moja sesja na prawie a później na prawie i dziennikarstwie nie pozwalały mi na wyjazd i białe szaleństwo. Z wiarą, że jazda na nartach jest jak jazda na rowerze, czyli nigdy się jej nie zapomina pojechałam do Eikadalen.

Zbiórka pod fantofem była tak wcześnie rano, że my studenci nie przyzwyczajeni do porannego wstawania spóźniliśmy sie na autobus... Jednak odbyło się bez paniki drugi autobus był już w drodze...

Spóźnialscy:

Po godzinnej podróży autokarem (w 90% przespanej)dotarliśmy na miejsce. Słońce mocno świeciło, wokoło pełno śniegu, wszystkie wyciągi otwarte - po prostu idealnie! Jeszcze tylko postój w kolejce po sprzęt w wypożyczalni i można było zacząć szusować. Wypożyczenie nart to kolejny koszt 200 koron ale o tyle jest to opłacalne, że gdy znudzą się komuś narty można je swobodnie wymienić bez dodatkowej opłaty na snowboard, ”big footy” czy telemarki (tutaj bardzo popularne!! Ja widziałam pierwszy raz w życiu ten rodzaj narciarstwa i muszę przyznać że wygląda to niezwykle elegancko ale zarazem bardzo skomplikowanie).

Dopasowywanie sprzętu trwało chwile ponieważ nie mogłam dobrać odpowiednich butów. Jedne za małe drugie za duże po prostu nic nie pasowało. W końcu się udało i wjechałam na wyciąg. Słońce tak mocno grzało i odbijało się od śniegu, że bez okularów to chyba bym oślepła. Im wyżej tym coraz mniej drzew, aż w końcu zniknęły wcale i pojawiła się lekka mgła. Wszystko to powodowało niesamowite wrażenie wjeżdżania w jakąś otchłań, pustkę. Nie wiadomo było gdzie kończy się góra a gdzie horyzont – wrażenia wzrokowo dodawały mi dużo pozytywnej energii.

Na szczycie oczywiście sesja zdjęciowa:

wszystko pięknie gdy jest ustawione....

...gorzej gdy fotograf nie mówi, że robi zdjęcie...

pierwsze problemy...narty sie zjechały...
oj dłuuugo się nie jeździło...
(Ania narty miała drugi raz w życiu na nogach!)

Ruszyliśmy w drogę i oczywiście zaraz łzy zaczęły mi płynąć po policzkach od zimnego wiatru dodatkowo naprawdę nie wiadomo było gdzie jechać!!! Niby trasa wyznaczona ale nie można było rozpoznać powierzchni tak bardzo wszystko się zlewało w biel. Czy jest płasko czy przepaść tego nie było wiadomo... Trochę stresu mnie to kosztowało ale przynajmniej okazało się, że jednak coś pamiętam i potrafię zjechać!

Po kilku zjazdach przypomniało się mi dlaczego tak dawno nie byłam na nartach. Oczywiście kwestia braku czasu, pieniędzy była zawsze najważniejsza ale przecież powtarza się, że dla chcącego nic trudnego. Przypomniałam sobie, że po tylu latach szusowania (zaczęłam przygodę z narciarstwem w wieku 6 lat) przestało mnie to bawić. Marzyłam o snowboardzie jednak wszyscy wokoło pukali się w czoło mówiąc "tyle lat jeździsz na nartach po co ci snowboard, to tylko przejściowa moda". Tym razem jednak postanowiłam spróbować. Namówiłam Anię i Ramona na wypożyczenie snowboardu.

Przyszła pora na lunch. Organizacja ESN spisała się doskonale, kanapki były typowo norweskie. (Może temat kanapek dla niektórych nie będzie ciekawy ale myślę że dla części czytelników będą interesującą mieszanką taką jaką były dla mnie). Norweska kanapka:
1. krewetki, mango, pomarańcza, różne sałaty, limonka, pomidory, ogórek, sos majonezowy
2. łosoś, persymona, kiwi, i te same składniki co w poprzedniej wersji
3. wołowina, brzoskwinie, grejpfrut itd
Po prostu pychotka!

Po przerwie na posiłek ruszyliśmy po snowboard. Ania i ja nigdy wcześniej nie jeździłyśmy a Ramon dwa razy i to właśnie on miał być naszym nauczycielem. Organizacja ESN oferowała naukę jazdy zarówno dla narciarzy jak i snowboardzistów jednak tylko rano przed lunchem. Gdy założyłam specjalne buty na deskę aż chciało się mi krzyczeć: Boże! jakie wygodne!!! Nie wzięłam kasku, który w Norwegii jest typowym wyposażeniem i na stoku większość jeździ w kaskach niż bez, ponieważ naszym celem była "ośla łączka". Stok przygotowany specjalnie dla początkujących, prawie płaski z krótkim wyciągiem.

Pierwsze wyzwanie: stanąć na desce jedną nogą - zaliczone!
Drugie wyzwanie: wjechać wyciągiem na górę - porażka!

Zawsze gdy jeździłam na nartach to widziałam tych jak mnie się wtedy wydawało żałosnych snowboardzistów nie mogących sobie poradzić z wyciągiem. Cóż po raz kolejny dostałam nauczkę nie oceniaj zanim nie sprobujesz! Nie udało sie mi wjechać nawet do połowy góry! Nie załamując się zapięłam druga nogę i jakby nigdy nic spróbowałam wstać.... a tu nagle deska sama zaczęła jechać i zanim się zorientowałam co się dzieje już leżałam na ziemi!! No nie, to niemożliwe żeby to było aż takie trudne - pomyślałam i ponownie spróbowałam wstać. Kolejny upadek! @%$#!@*&#! -powiedziałam. Przecież jazda na desce wygląda na banalną a ja nie mogę nawet wstać! Przez prawie godzinę zaliczyłam chyba więcej upadków niż w całym swoim życiu.

Ramonowi udało się uchwycić moment mojego upadku... tuż przed samą tzw. glebą ;)

Leżąc brzuchem na śniegu spostrzegłam 3 letnią dziewczynkę, która bez problemów wjeżdżała wyciągiem a później zjeżdżała na nartach - oj jakże to było frustrujące!!

Nagle jak z nieba spadła dwójka moich znajomych z Danii i Holandii. Zjeżdżając na najtrudniejszym stoku obok naszej oślej łączki zobaczyli, że sobie kompletnie nie radzę i postanowili mi pomóc. (Odbiegając od tematu napisze tylko, że wszyscy nasi znajomi zjeżdżali z tego zabójczego stoku obok, nasza trójka wolała nie ryzykować życia ;) )

Dzięki pomocy udało się mi zrobić nawet parę zakrętów a przede wszystkim opanować bezproblemowe wstawanie!

zdjęcie ze strony: http://www.utdanningibergen.no/index.asp?ID=758

Po nauce na tym "pagórku" przyszedł czas na większą górę! Tam już działy się dantejskie sceny, których na szczęście nikt nie sfotografował. Wysokość, stres związany z zbliżającą się godziną odjazdu, kilka naprawdę okropnych upadków (dobrze, że miałam kask!) spowodowało, że nie mogłam powstrzymać drżenia nóg oraz ogarniającego mnie strachu i w końcu zjechałam na pupie.

Wykończona, siedziałam w autobusie i myślałam sobie - nie każdy ma talent ale ja mam silną wolę i motywację. Podobno z każdym razem jest coraz lepiej, dlatego też nie mogę się doczekać kiedy znowu stanę na desce!

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Tobie to dobrze :) Widac po zdjęciach, że zabawa była świetna!:)
Cały czas masz taką pogodę?
U nas dzisiaj słoneczko, chyba z 20stopni!:) Ludzie w sweterkach chodzą:)!
Pozdrawiam :)
Karolka D :)

Anonimowy pisze...

hejka :)

ależ fajnie tam masz :)
piękne zdjęcia !!!!

zapraszam na mojego bloga :)
buziaczki :*

asia.w

Narty Biegowe pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
serwis nart Szczyrk pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Szkoła narciarska Wisła pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
amos.auto.pl pisze...

W Polsce też mamy bardzo dużo fajnych stoków. Choćby świeżo odnowiony w Szczyrku

artlub pisze...

Narty w Norwegii muszą być ciekawe, byłem tam w zeszłym roku, ale tylko w Oslo w celach typowo turystycznych. Tej zimy będę testować nowy sprzęt, który kupiłem na wyprzedażach na https://www.snowshop.pl/ i szukam jakiegoś fajnego i przyjemnego stoku na testy.